mój mały manifest
W idealnym świecie idealne matki codziennie ubierają się w najbardziej promienisty uśmiech dla swojego dziecka. Idealne matki zawsze mają czas na wszystko: na perfekcyjnie ułożoną fryzurę, ugotowanie pysznie zdrowego dwudaniowego obiadu, przygotowanie świetnego raportu dla szefa i zabawę z dzieckiem. Idealne matki zawsze mają czyste buty, chociaż właśnie skakały przez kałuże ku radości dziecka. Mają nienagannie pomalowane paznokcie, chociaż właśnie wysprzątały cały dom i ulepiły z dzieckiem tonę ludzików z klejącej plasteliny. Idealne matki nigdy nie wpadają w złość, nie krzyczą na dziecko, nie trzaskają drzwiami, nie przeklinają ( może to dlatego, że przeczytały wiele mądrych poradników rodzicielskich, przeszły kilka zacnych warsztatów i umieją już sobie radzić z własną agresją?- idealne matki nad sobą pracują!).
Idealne matki mają idealne dzieci. Jako niemowlaki śpiące przez większość czasu i to do tego we własnym łóżeczku. Nawet jeśli miały kolki to też idealne, ani za krótkie, ani za długie, takie wystarczające, żeby można było uczestniczyć w intymnych rozmowach z innymi rodzicami, poczuć się częścią rodzicielskiej wspólnoty. Idealne dzieci zawsze mają czyste ubrania, a nawet jeśli zdarzy im się ubrudzić to plama zawsze się bez problemu się spierze. Do tego zawsze zgadzają się z mamą w kwestii ubioru, obojętnie czy mają rok, dwa czy cztery lata. Będąc dziewczynkami nie lubią koloru różowego, świecącego i z aplikacją księżniczki z przodu. Zamiast tego preferują stonowane kolory i dobry krój: zestaw starannie wybrany przez idealną matkę do przedszkola. Zawsze chcą nosić czapką, przedkładają warzywa i owoce nad czekoladę, wolą ekologiczne zabawki od lalek potworków i kucyków pony z hipermarketu. I nigdy, ale to nigdy nie niszą zabawek.
A jak tam u Ciebie?
Bo u mnie raczej kiepsko. Kiepsko z tą idealnością. Wczoraj przytrzymując nowym butem drzwi, żeby wepchnąć wózek na korytarz, zdarłam z niego wypolerowaną skórę. Zapastuje się, ale idealnie już nie będzie. I nie mam czasu gotować dwudaniowego obiadu. Zresztą miało być prawie idealnie: ugotowałam pyszne (i zdrowe!) dyniowe placuszki. Ścierałam tą dynię nad ranem na tarce, godzinę stałam nad patelnią, poparzyłam palec, a moje dziecko oświadczyło, że nie lubi już placków i będzie jeść tylko jogurt z chrupkami. Moje dziecko uwielbia różowy kolor w najbardziej różowej postaci. I tylko takie bluzki do przedszkola pozwala sobie zakładać. Nic ją nie obchodzi, że obok na półce leżą piękne wzory od polskich niszowych projektantów, na które matka przepuściła pół pensji. Nie włoży i koniec. I nie będzie jeść warzyw. Nic to! Przeczytałam tonę mądrych poradników, znam metody radzenia sobie ze stresem i złością. Dam radę. Ale machina już ruszyła, ten balonik emocji napompowany do granic możliwości wybucha: i krzyczę, wrzeszczę, płaczę i trzaskam drzwiami. Mam dość, chcę spakować walizkę i lecieć na Kanary. Sama!
Im bardziej się staram być idealna tym mocniej mam podkrążone oczy i tym więcej jem czekolady. Im bardziej się napinam, spinam niczym sprężynka, tym dalej mi do ideału. I tym bardziej chce być idealna, dla siebie, dla mojego dziecka. Błędne koło się zamyka.
Przyszło nam żyć w czasach, w których dążenie do ideału nie jest zachcianką, stało się obowiązkiem. Trzeba dążyć do bycia lepszym, do ciągłego rozwoju, stałej poprawy. Kto stoi w miejscu ten się cofa, prawda? W wyścig ku doskonałości daliśmy się wepchnąć nie tylko mediom, ale i ‚psychologii”. Wystarczy wejść do pierwszej lepszej księgarni, w której półki ugniatają się pod ilością poradników psychologicznych obiecujących lepsze życie i poradników wychowawczych oferujących złote recepty na wychowanie każdego dziecka. Wystarczy włączyć telewizję śniadaniową, gdzie na pięknej skórzanej kanapie zasiada wszystko wiedzący ekspert w swojej dziedzinie, który wystawi diagnozę i przepisze ci wirtualną receptę na każdy twoją rodzicielską bolączkę. Nie ważne czy to problem rzadkich kupek czy braku mowy u trzylatka, wszystko da się naprawić. A jeśli wydaję ci się, że nie ma nic do poprawy, że wszystko przebiega modelowo to zawsze można coś ulepszyć. Ot, choćby zacząć dwulatka uczyć czytać. Chyba nie chcesz, żeby twoje dziecko radziło sobie gorzej w szkole, niż córka pani B.?
Pierwszy raz w historii naszego gatunku jesteśmy otoczeni taką ilością rad, różnorodnością metod wychowawczych, dostępnością do wiedzy ekspertów i naukowców, że gubimy gdzieś w tej plątaninie siebie. Czujemy się tak zagubieni, że poszukujemy u innych odpowiedzi na pytania, na które tylko my sami możemy znaleźć odpowiedź. Gdzieś po drodze daliśmy sobie wmówić, że ktoś inny zna jedyny, słuszny przepis na wychowanie naszego dziecka. I szukamy tego przepisu niczym świętego Grala. Jeśli chcesz znaleźć najlepszego eksperta od i dla twojego dziecka- spójrz w lustro. Nigdy jeszcze w historii nie było takiej relacji, jaka ma miejsce pomiędzy tobą i twoim dzieckiem. I nikt nigdy już takiej relacji nie stworzy. Bo jesteś jedyną taką na świecie mamą i masz jedyne takie na świecie dziecko. I dzięki temu wasza relacja jest jedyna i niepowtarzalna. Nie znajdziesz na nią żadnej gotowej recepty, magicznego przepisu- musisz stworzyć go sama.
Piszesz swój przepis na rodzicielstwo każdego dnia, w każdej minucie, którą dzielicie ze sobą. To ciągły, niekończący się proces. Nie spodziewaj się, więc, że wasz‚ świat będzie idealny jak podmiejski ogród latem, gdzie ojciec przycina trawę, matka przygotowuje niedzielny obiad, a pies szczeka przez płot na obcego kundla. (..) Pamiętaj, że: dzieciom, nawet niemowlętom, nie wystarcza mechaniczna perfekcja. Potrzebują wokół siebie istot ludzkich, które odnoszą sukcesy i porażki”.
Żadne dziecko nie potrzebuje idealnego rodzica, więc daj sobie wreszcie przyzwolenie na błędy i słabości. To dzięki tym małym porażkom codziennie pokazujesz dziecku, że jesteś po prostu sobą. Jeszcze nie jeden raz poniosą cię nerwy, trzaśniesz drzwiami, będziesz płakać ze zmęczenia. Rodzicielstwo to w gruncie rzeczy bardzo denerwujące zajęcie. I jedno z najwartościowszych, jakie doświadczasz w swoim życiu.
„Nie musimy i nie jesteśmy w stanie być idealnymi rodzicami. Ale możemy być wystarczająco dobrzy dla naszych dzieci”
* Wszystkie zamieszczone w tekście cytaty pochodzą z książki „Rozmawiając z rodzicami „Donalda Woods Winnicott.
Write a Comment