O co chodzi z tym czytaniem?
Co chwilę można natknąć się w Internecie na pytania dotyczącego wieku, w jakim najlepiej zacząć uczyć dziecko czytać. Przeglądając blogi parentingowe można wręcz dojść do wniosku, że w tej kwestii panuje cichy wyścig pomiędzy rodzicami. Mój trzylatek już czyta– piszą z dumą jedni, a drudzy z niepokojem pytają- mój czterolatek nie jest zupełnie zainteresowany literkami, jak mam go zachęcić do nauki czytania? Dodatkowo, między wierszami możemy przeczytać, że jeśli twoje dziecko w wieku pięciu lat nie czyta, to jest to tylko i wyłącznie rodzicu twoja wina- i twoje zaniedbanie. Żeby tego było mało, rodzicom małych dzieci plączą się gdzieś po głowie pojęcia okresów sensytywnych, czy wręcz krytycznych, które mają rzekomo wyznaczać najlepszy czas, w jakim dziecko powinno poznać literki, bo potem będzie mu tylko trudniej ( a przecież chcemy, żeby naszym dzieciom było łatwiej niż nam). W magazynach dla rodziców krążą reklamy programów nauki czytania dla niemowląt według Domana, dzięki którym nasza pociecha może nauczyć się czytać już jako dwulatek (jeśli nie wcześniej). Zaczynamy wierzyć, że im wcześniej rozpoczniemy naukę czytania u dzieci, tym lepiej będą one w przyszłości radzić sobie w życiu, będą bardziej rozwinięte poznawczo, będą mieć lepszą pamięć, koncentrację i lepsze wyniki w szkole. Wokół nauki czytania u dzieci (a może w ogóle wokół coraz wcześniejszego rozpoczynania przez dzieci ‘akademickiej’ edukacji czyli czytania, pisania i liczenia) narosło już tyle mitów, że chciałabym w tym poście trochę je odczarować.
Czy istnieją okresy sensetywne (lub krytyczne) dla nauki czytania?
W psychologii okresem sensytywny (wrażliwym) określa się czas, w którym określone, zachodzące w środowisku zdarzenie, będzie wywierało największy wpływ na rozwijający się organizm. Często okresy wrażliwe porównuje się do okienek, które w danym czasie się otwierają, pozwalając bodźcowi na dokonanie swoistej zmiany w organizmie. Przykładowo małe dziecko musi być wystawione na bodźce wzrokowe i słuchowe, żeby w jego mózgu wykształciły się i wzmocniły odpowiednie szlaki odpowiadające za widzenie/słyszenie. Jeśli dziecko zostałoby odcięte od tych bodźców, to w późniejszym czasie, pomimo sprawnych oczu/uszy nie umiałoby widzieć/słyszeć. Przyjmuję się, że o okresach wrażliwych możemy też mówić w przypadku kształtowania się mowy i rozumienia języka, a także w odniesieniu do przywiązania pomiędzy opiekunem a dzieckiem. Jak pokazują jednak badania, nie musimy jakoś specjalnie wzbogacać środowiska, czy stymulować dziecko w określony sposób, aby prawidłowy rozwój nastąpił ( oczywiście mam tu na myśli dziecko zdrowe, bez dysfunkcji rozwojowych). Więcej o okresach krytycznych w rozwoju dziecka możecie znaleźć w poście Dlaczego ulegamy neuromagii?
Czy możemy mówić o okresie sensytywnym w odniesieniu do nauki czytania? Według mnie, z naukowego punktu widzenia twierdzenie, że istnieje z góry wyznaczony okres, w którym dziecko jest szczególnie wrażliwe na przyswojenie nauki czytania jest nadużyciem. Przekonanie, że istnieje szczególnie wrażliwy okres, w którym dziecko powinno zacząć poznawać liter,wziął się zapewne z pedagogiki Montessori, która jest dość mocno rozpowszechniona w Polsce. Według Marii Montessori
” dzieci w wieku czterech lat potrafią łatwiej przyswoić język pisany (pisanie i czytanie) niż dzieci w wieku sześciu lat. W czasie, gdy dziecko sześcioletnie potrzebują około dwóch lat, by opanować pisanie, dzieci czteroletnie uczą się tej umiejętności w kilka miesięcy”
( Pomóż mi zrobić to samodzielnie, cytat z Marii Montessori). Pedagodzy, pracujący w tym nurcie rozpoczynają naukę czytania i pisania z dziećmi pomiędzy trzecim a piątym rokiem życia. Nie możemy jednak traktować jednego elementu pedagogiki Montessori, jako jedynej i prawdziwej wyroczni. Należałoby jeszcze raz podkreślić, że okresy sensytywne z punktu widzenia psychologii rozwojowej nie są tym samym, co okresy sensytywne w rozumieniu pedagogiki Montessori. Pamiętajmy również, żeby nie traktować nauki czytania/pisania metodą Montessori w oderwaniu od całej filozofii tej pedagogiki, której najważniejszym przesłaniem jest, aby podążać za dzieckiem. Dobry nauczyciel Montessori nie będzie zmuszał dziecko, żeby w danym okresie przyswoił taką a nie inną umiejętność, bo wyznaczają to odgórne normy czy oczekiwania, ale będzie czekał na gotowość i zainteresowanie dziecka. Nie znając całej idei filozofii Montessori popełniamy błąd, kierując się pewnymi jej aspektami wyrwanymi z szerszego kontekstu.
Czy warto uczyć niemowlę czytać?
Powszechnie przyjmuje się, że mózg małego dziecka jest bardziej plastyczny niż osoby dorosłej, więc coraz częściej pojawiają się głosy, aby uczyć czytania już niemowlęta. Tutaj liczni edukatorzy proponują metodę Glenna Domana, dzięki której nie tylko nauczmy malucha czytać, ale też rozwiniemy jego funkcję poznawcze i zapewnimy mu lepszy start w życiu. W metodzie tej pokazujemy dziecku zestaw tablic z wydrukowanymi na nich słowami, powtarzając sekwencję w odstępach czasowych. Problem z metodą Domana jest jeden, ale za to spory- technika ta nie ma żadnych podstaw naukowych. Dodatkowo nikomu jeszcze nie udało się potwierdzić, że niemowlęta i małe dzieci naprawdę nauczył się czytać, czy raczej nauczyły się zapamiętywać pokazywane im kształty. Psycholodzy podkreślają, że założenia metody Domana są sprzeczne z rozwojem językowym dziecka. Aby dziecko mogło nauczyć się czytać, musi najpierw opanować rozumienie języka i nauczyć się mówić. Nauka czytania, chociaż nam dorosłym wydaję się łatwa, wymaga od dziecka rozwoju wielu funkcji zarówno poznawczych, jak i fizycznych takich jak np. zdolności do fiksowania wzroku i akomodacji wzroku (pamiętajmy, że oko dziecka intensywnie rośnie i najlepsze co możemy zrobić w profilaktyce zdrowych oczu naszych dzieci to pozwolenie im na swobodne patrzenie w dal, a nie focusowanie na literkach), koncentracja uwagi czy pojemność pamięci roboczej. Wiele dzieci nie jest na naukę umiejętności akademickich po prostu gotowa. Również fakt, że mózg dziecka jest bardziej plastyczny od mózgu dorosłego nie oznacza, że powinniśmy w dzieciństwie oczekiwać od dzieci opanowania wszystkich możliwych umiejętności świata (w myśl zasadzie, że im szybciej zacznie się uczyć, tym nauka przyjdzie mu łatwiej). Zbyt często zapominamy, że dzieciństwo samo w sobie wymaga od naszego dziecka niesamowitej pracy i sporego wysiłku: koordynacji zmysłów, nabrania sprawności ruchowej, wyćwiczenie małej motoryki, rozwój funkcji poznawczych, naukę radzenia sobie emocjami, naukę bycia w społecznym świecie itd.
To właściwie kiedy zacząć uczyć dziecko czytać?
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. W Stanach Zjednoczonych i wielu krajach Europy Zachodniej widzimy tendencję, aby zaczynać uczyć pisać/czytać dzieci w coraz młodszym wieku. Przedszkola stają się powoli małymi szkołami, nastawionymi na rozwój umiejętności akademickich dzieci. Wierzymy, że im wcześniej dzieci nauczą się czytać, pisać i liczyć, tym będą w przyszłości osiągały lepsze rezultaty w szkole i w życiu. Ufamy, że zapewni im to lepszy start. Niestety, coraz liczniejsze, długoterminowe badania pokazują, że zamienianie przedszkoli w szkoły i wymaganie od dzieci nauki umiejętności akademickich na poziomie przedszkola w najlepszym razie nie przynosi żadnych korzyści. Solidne badania przeprowadzone przez doktora Suggate w Nowej Zelandii pokazały, że nie istnieją żadne różnice pomiędzy dziećmi, które nauczył czytać się w wieku pięciu lat, a tymi, które zaczęły czytać wieku lat siedmiu czy ośmiu. Zaintrygowany tym tematem Suggate przeanalizował również dotychczasowe badania, które zajmowały się związkiem pomiędzy wczesną nauką czytania, a późniejszymi sukcesami szkolnymi. Żadne z przeanalizowanych przez naukowca badań nie wskazywały na to, że istnieje jakakolwiek zależność pomiędzy wczesną nauką czytania u dzieci poniżej piątego roku życia a ich późniejszymi osiągnięciami szkolnymi.
Okazuje się, że wczesna nauka umiejętności akademickich może nie tylko nie przynosić korzyści, ale w długoterminowej perspektywie może być wręcz szkodliwa. Dowodzą tego badania np. Rebecci Marcon, która porównała w długoterminowej perspektywie powodzenie w nauce pomiędzy dziećmi, które rozpoczęły naukę czytania/pisania/liczenia w przedszkolu, do tych, które w przedszkolu się bawiły. Pomimo tego, że na początku szkoły dzieci z grupy uczącej się w przedszkolu lepiej sobie radziły, to po kilku latach edukacji nastąpiło swoiste odwrócenie- w wieku 9-10 lat dzieci, które w przedszkolach się bawiły wykazywały lepsze wyniki w nauce i lepiej sobie radziły w szkole. W innych badaniach, zapoczątkowanych w 1967 roku przez Davida Weikarta, uczniowie byli obserwowani od czasów przedszkola aż do czasów studiów. Okazało się, że wieku 23 lat, pomiędzy uczniami, którzy szybko byli nauczani umiejętności akademickich, a tymi, którzy doświadczali nauki poprzez zabawę, nie było żadnych różnić istotnych statystycznie jeśli chodzi o poziom osiągnięć szkolnych. Jednak badania pokazały, że uczniowie, którzy w dzieciństwie podawani byli dyrektywnemu nauczaniu czytania/pisania/liczenia, w późniejszych latach częściej borykali się z wieloma problemami emocjonalnymi.
Co o tym wszystkim myśleć?
Jak to możliwe, że nauka czytania czy pisania od najmłodszych lat może się okazać dla dziecka szkodliwa? Stwierdzenie to wydaje się być w zupełnej sprzeczności do naszej wiary w to, że im szybciej nasze dziecko zacznie się uczyć, tym lepiej. Odpowiedź na to pytanie może dostarczyć najnowszy raport przygotowany przez organizację Defending the Early Years. Lilian G. Katz, która jest profesorem na Uniwersytecie Illinois i światowej sławy ekspertem w zakresie edukacji dziecięcej, opisuje w nim dwa rodzaje uczenia się: nauczanie skupione na celach akademickich i nauczanie skupione na celach intelektualnych.
[table id=3 /]
[table id=4 /]
Profesor Katz uważa, że zarówno cele akademickie, jak i intelektualne są ważne, żeby osoba osiągnęła w szkole sukces. Jednak to cele intelektualne warunkują prawdziwy i pełny rozwój potencjału intelektualnego dziecka, i są one fundamentem dla rozwoju późniejszych celi akademickich. Na wczesnych etapach edukacji, rozwój celów intelektualnych odbywa się dzięki zabawie, poprzez własne doświadczanie, stawianie samodzielnych pytań, eksperymentowanie i eksplorację. Ta forma uczenia się stoi w sprzeczności do formalnej nauki, kierowanej przez nauczyciela, bazującej na wykonywaniu przez dziecko poleceń i zdobywaniu danych umiejętności w określonym czasie.
W czasie wieloletnich badań, profesor Katz porównała dzieci, które uczęszczały do przedszkoli, w których poprzez formalne nauczanie dzieci szybko zdobywały umiejętności akademickie, do tych, które w przedszkolu mogły się bawić. Wnioski z badań były następujące: dzieci, które szybko rozpoczynały formalną naukę czytania/pisania w przedszkolu faktycznie osiągały lepsze wyniki, kiedy rozpoczynały szkołę. Jednak w dłuższej perspektywie czasowej, to dzieci, które w przedszkolu mogły wykazać własną inicjatywę, mogły się swobodnie bawić, eksplorować i wchodzić w kontakty społeczne lepiej radziły sobie z nauką. Dlaczego? Ponieważ przedszkola, w którym dziecko mogło rozwijać się emocjonalnie i społecznie dało solidny fundament dla rozwoju intelektualnego dziecka. Poprzez zabawę i realizację własnych projektów, dziecko miało możliwość nauczenia się stawiania i testowania własnych hipotez, analizowanie, wyciąganie wniosków, rozumienie świata (realizacja celów intelektualnych). Dzięki temu, kiedy dzieci były na to wewnętrznie gotowe i rozpoczynały naukę czytania/pisania, widziały w niej sens, rozumiały jej przydatność, same czuły potrzebę aby się tych umiejętności nauczyć. Dla dzieci, które musiały rozpocząć naukę czytania/pisania już w przedszkolu, kosztem rozwoju celów intelektualnych, te umiejętności akademickie okazywały się nużące, abstrakcyjne i pozbawione sensu.
Klucz do sukcesu?
Dla mnie to właśnie ta wewnętrzna gotowość, ciekawość i motywacja dziecka do nauki czytania/pisania/liczenia jest kluczem do prawdziwej nauki. Bo bezmyślnie łączyć litery, bez celu dukać sylaby możemy nauczyć prawie każde małe dziecko. Tylko po co?
O o tej gotowości najczęściej zapominamy, popychając usilnie dziecko do przodu. Tutaj nie ma reguł. Znam dzieci, które chciały uczyć się literek w wieku trzech lat i sprawiało im to niesamowitą frajdę. Znam też dzieci, które poczuły prawdziwą potrzebę zdobycia umiejętności czytania w wieku lat dziesięciu. Najlepsze co możemy zrobić, to zaufać naszym dzieciom.
Jeśli macie jeszcze jakieś wątpliwości czy zmuszać wasze dziecko do nauki akademickich umiejętności, to przyjrzyjcie się fińskiemu systemowi oświaty, w którym dzieci rozpoczynają formalną, szkolną edukację w wieku siedmiu lat. Ten “późny’ wiek rozpoczynania szkoły nie przeszkadza Finom od wielu lat być w czołówce najlepszych uczniów na świecie. A może to właśnie jeden z ich filarów ich edukacyjnego sukcesu.
źródła:
Suggate, S., E. Schaughency, and E. Reese. Age of beginning formal reading instruction and later literacy: evidence from longitudinal research. In International Congress of Psychology. 2008. Berlin, Germany
Suggate, S.P., E.A. Schaughency, and E. Reese, The later reading achievement of children entering school at age five or seven, 2009.
Sebastian P. Suggatea, Elizabeth A. Schaughency, Elaine Reese. Children learning to read later catch up to children reading earlier, Early Childhood Research Quarterly, 1st Quarter 2013, Pages 33–48 [tutaj]
R. A. Marcon, 2002. “Moving up the grades: Relationship between preschool model and later school success.” Early Childhood Research & Practice 4 [ tutaj]
Larry J. Schweinhart and D. P. Weikart. 1997. “The High/Scope Pre- school Curriculum Comparison Study through age 23.” Early Childhood Research Quarterly 12. pp. 117-143.
Blair, C. (2002). School Readiness: Integration of cognition and Emotion in a Neurobiological Conceptualization of Child Functioning at Sch ool Entry. American Psychologist. 57, (2) 111– 127.
Nancy Carlsson-Paige, Geralyn Bywater McLaughlin, & Joan Wolfsheimer Almon. (2015). Reading Instruction in Kindergarten: Little to Gain and Much to Lose. Published online by the Alliance for Childhood [tutaj ]
Lilian G. Katz, “Lively Minds: Distinctions between academic versus intellectual goals for young children. (2015). Published by Defending the Early Years [ tutaj ]
12 Comments
o mamciu 😉 bardzo ciekawe ojj ;0 ale co myśleć ? musze się przespać , to znaczy świetnie napisane aż otwarłam koparkę ;0 i ja właśnie czytam z synkiem , bawimy się – praktykujemy metodę Glenna Domana i co ;0 ojj ale on tak lubi
Ja zgadzam się z tym że uczenie dzieci na siłę, żeby wygrały w jakimś bezsensownym wyścigu ustanowionym przez rodziców. Moja córeczka ma roczek i jeszcze jej daleko do nauki czytania (odrzucilismy metodę Domana). Czytam jej książeczki więc pewnie któregoś dnia sama wykarze zainteresowanie literami i wtedy rozpoczniemy naukę czytania i pisania. Wierzymy że nauka powinna wynikać z naturalnej ciekawości dziecka i jego aktualnych zainteresowań.
Bardzo dobrze przeanalizowany problem. Rzeczowo i konkretnie napisane. Dawno nie czytałam tak dobrego wpisu. Dziękuję.
A ja zaczęłam bawić się metodą Domana – z podkreśleniem na “bawić się” z Synkiem gdy miał 2 latka. Było cudownie, kupa śmiechu – słowem nic z tego co można by nazwać dyrektywną nauką czytania. Synek w wieku 3 lat zaczął czytać wyrazy, których nigdy wcześniej nie widział i dla mnie był to znak, że pokazywanie wyrazów mogę sobie już darować, bo samo pójdzie:-) Synek w przedszkolu bawił się i nie przeszkadzało mu to, że już czyta;-) zainteresowałam go matematyką (też wg Domana). Zadaje mi dziś (6 lat) fajne pytania z dodawania i odejmowania, a także mnożenia. Myślę, że warto kojarzyć metodę Domana jako fajny sposób na spędzenie z dzieckiem cudownych chwil na zabawie. Bo Doman zawsze podkreślał, że Dziecko ma się tym bawić. Jeśli się nie bawi i jest mu źle – należy przerwać, bo czegoś nie robi się dobrze.
Moim zdaniem czytanie otwiera świat. Odczarowuje tajemnicze szyfry literek.
Dzięki półrocznemu pokazywaniu wyrazów i zdań moje dziecko kocha czytanie, czyta z łatwością i zrozumieniem. Nie duka! Czytanie jest dla niego przyjemnością. Taką samą jak chwile gdy ja mu czytam:-)
Co jest kluczowe w metodzie Domana to właśnie ZABAWA. Wielokrotnie zostało to podkreślone w jego książce. Co więcej, to ma bawić i cieszyć obie strony: dziecko i opiekuna. Jeśli Ty lub twoje dziecko nie bawicie się dobrze, przerwij – robisz coś źle! – pisał Doman. Miałam plan zacząć przygodę z czytaniem globalnym w wieku niemowlęcym, ale porzuciłam ten pomysł. Za mało wyrazów zna i rozumie tak małe dziecko, a poza tym fajniej było spędzać czas na dworze. Teraz syn ma 1,5 roku i myślę, że niedługo spróbuję. Dla zabicia zimowych nudów 🙂 Myślę, że warto spróbować, jeśli dziecku spodoba się taka zabawa. Dziecko, które potrafi i lubi czytać (i ma czytających rodziców – modelowanie!) ma z obcowania z książkami mnóstwo frajdy. Tyle podróży, przygód i emocji można przeżyć dzięki książkom. Że nie wspomnę o wiedzy. A mamy epokę informacji. Nieograniczony dostęp. Tylko chłonąć. A jak się rozejrzeć, to większości dorosłych nie chce się czytać. Wolą się gapić na ruchome obrazki…
Nie wiem na ile Pani zna fiński system nauczania, ale w Finlandii znane mi siedmiolatki i ośmiolatki zasuwają w 3 językach: fińskim, szwedzkim i angielskim (i czytają i piszą), więc nie wiem na jakich źródłach się Pani opiera). Szkoda też, że nie podaje Pani źródeł do badań, które Pani przywołuje. Co innego zmuszać dziecko (czytaj: szkoła wg Bismarcka) do nauki, a co innego stworzyć dziecku warunki do czytania i rozwoju. Ja zaczęłam czytać w wieku 5 lat (sama się nauczyłam). I do dzisiaj kocham czytanie i pracuję naukowo. Mój syn 4,5 letni gada w dwóch językach (drugiego języka w zasadzie sam się nauczył, z moją pomocą: metodą zapożyczoną ze wspomnianej przez Panią Finlandii: oglądanie bajek po angielsku + codzienne czytanie bajek po angielsku przed snem (dobry, literacki język + powtórki tych samych bajek). Do tego pisze po polsku proste wyrazy (krótkie i długie), rozwiązuje zadania z pierwszej i drugiej klasy, interesuje się wszystkim, uwielbia eksperymenty itd. Typowe montessoriańskie dziecko, któremu na drugie imię: eksperyment. Ludzie dorośli mylą uczenie się z byciem nauczanym. Rodzice chcą dzieci nauczać, a dzieciaki tego nie potrzebują, bo same się uczą. Czytania też. Nie musimy nad nimi stać z batem. Mój syn nie chce czytać “ala ma kota”. Jego ulubione słowa to: reakcja, produkcja, elektrownia, obwód, paliwo, koordynator, reaktor, katastrofa, klimatyzacja itd. plus lista zakupów w warzywniaku (kartofle to super wyraz :). Do tego dochodzi jeszcze fast food edukacyjny- podaje się dzieciom hamburgery w stylu malowanki myszki Miki czy naklejki, zamiast np. projektowania map czy instalacji. Pani tekst powyżej opisuje tresurę dzieci. Nie bierze się tutaj pod uwagę dzieci, które odniosły sukces edukacyjny. Większość dobrych naukowców miała szansę świetnego rozwoju w dzieciństwie (nie mylić z tresurą edukacyjną, jaka obowiązuje w szkołach). Jeśli dobrze zrozumiałam Pani powyższy tekst, to przywołuje Pani przykłady ludzi dorosłych, których rodzice zmuszali do rozwoju. Poza tym pisze Pani, że wymaganie od dzieci umiejętności czytania nie przynosiło korzyści. Co to znaczy? Że zmuszanie nie przynosi korzyści. Co innego, jak dziecko samo chce, bo jest gotowe. Niestety rodzice (i nauczyciele) są skażeni swoją edukacją. Nauka jako dziedzina poznania jest super. TO nie jest żaden horror, tylko dorośli (rodzice i szkoła) zmieniają naukę w horror. Dzieciaki naukę uwielbiają. Bawiąc się w lekarza z czterolatkiem można symulować chorobę żołądka (wiesz, tam są takie specjalne soki do trawienia pokarmu), ból jelita (to taki super gigantyczny wąż, który działa jak komputer, bo ma ogromną ilość neuronów) itd. Wiecie jakie to fascynujące? Rysowanie jelita? Tłumaczenie dziecku jak działa, dlaczego cukier nie jest zdrowy (klei się na talerzu i w brzuszku) i nie jest dobry dla jelita, skąd się bierze próchnica…? Tysiąc pomysłów się kroi. Ale to oczywiście wymaga od rodzica/systemu nauczania odpowiedniego podejścia, umiejętności szukania informacji itd. (wiwat internet i youtube). Obecny model ogłupiania dzieci (i dorosłych też), obniżania poprzeczki w wychowaniu to ogromna strata dla maluchów. Co z tego, że idą do szkoły, kiedy zamiast zajmować się tym ile nóg ma konik polny i dlaczego jest zielony i jak się go nazywa po łacinie (co to jest łacina?) to rysują szlaczki, czy dopiero uczą się liter??? Siedmiolatki??? Litości. Siedmiolatki już wiedzą jak się dzieci poczynają, a uczenie ich czytania w tym wieku to absurd. Czy to szkoła czy przedszkole- oddziela się zabawę od nauki, a przecież eksperyment to najlepsza zabawa!!! To niestety nauczyciele, przedszkolanki, rodzice nieudolnymi zachowaniami, swoimi lękami, złymi doświadczeniami szkoły “policyjnej” zatruwają dzieciom poznanie. Dlaczego większość dziewczyn idzie na pedagogikę? Bo nie lubią się uczyć i nienawidzą matematyki (źródło: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,16734877,Scisle_panny__Talenty_matematyczne_traci_sie_juz_w.html?disableRedirects=true, lub: http://www.nishka.pl/jak-szkola-niszczy-talenty-dzieci-czyli-dlaczego-grozi-nam-matematyczny-analfabetyzm/) Mało jest pedagogów z pasji. A nauka jest super (mamo, dlaczego nie możemy zamieszkać na Marsie, a dlaczego lawa jest gorąca?” Jak to mówi mój syn w dwóch językach? “Mamo, science jest super. Można robić ekskrementy i pisać doktorat.” Kto tego nie zna- niech żałuje. Ekskrementy w naukowym podejściu też są super. Czy laboratorium jest kuchnia czy łazienka. Dla dziecka bez znaczenia. Ważne, że się dzieje naukowo. Pozdrawiam, Matka Polka.
Swietnie napisane. Pozdrawiam. Świeżo upieczona Matka Polka, która chce zachęcić syna cieawością świata:)
Ciekawe, Pani Jola- naukowiec podwaza opisane w bibliografii argumentem, ze jej 4,5-letni dziubdzius przeciez uwielbia science i ekskrementy! Artykuł,Pani Jolu, traktuje o nauce czynności akademickich w wieku przedszkolnym, nie podwaza sensu odkrywania świata przez dzieci per se. To, że synek w wieku 4 lat potrafi przeczytać wyrazy koordynator czy paliwo (w czym lepsze od Ali, która ma kota?), nie oznacza, że startuje z lepszej pozycji od kogoś, kto gra właśnie w kapsle na podwórku czy buszuje w ogrodzie. Podobnie jak dzieci, które wcześniej zaczynają chodzić czy mówić, nie chodzą potem lepiej niż lekko opoznieni w stosunku do nich rówieśnicy.
Słuszna uwaga Pani Marto,
Tekst wyraznie mowi o braku dowodów na pozytywny wpływ wczesniejszej nauki akademickiej na późne sukcesy dzecka. Z tego punktu wszystkie komentarze w stylu “moja 3 letnia coreczka” są nieco denerwujace. Podoba mi się analogia z chodzeniem 🙂
Bardzo ciekawy tekst, przeczytałam go jednym tchem.
No tak , ale po co . Ja podobnie jak pani psycholog uważam , że to zabawa uczy kreatywności , podejmowania decyzji , współpracy , wcielania się w role. Teraz podwóka właściwie od dawna świecą pustkami. Mój niespełna 2 letni wnuk nie zna liter , nie czyta, ale za to poznając świat z perspektywy pieszego aktywnego obserwatora ma zadziwiający zasób słów. Wie i stosuje słowa oset , hydrant – objaśnia podczas spaceru : strażacy , biorą wodę do pozaru. Pięknie mówi r , na placu zabaw wszystkl komentuje zadziwiając innych dorosłych. Czytać zdąży się nauczyć teraz ważniejsze jest poznawanie realnego świata wzbogacanie zakresu słownictwa i pojęć . Znam genialnych dorosłych , którzy zaczęli czytać w wieku 7 lat. Uczę dzieci które czytały płynnie jako 5 latki ale nie są przez to inteligentniejsze. Niestety. Pani Jagoda Cieszyńska natomiast , której metodą pracowałam sama przygotowując sylaby zarabia krocie na książeczkach. Nie dajmy się zwariować.
Jolu, brawo 😉 Wyciągnęłaś kwintesencję z tego, co myślę o wychowywaniu dzieci. Większość kilkulatków dużo chętniej będzie ‘eskperymentować’ z rodzicami niż oglądać TV. Więcej czasu dla dziecka, więcej rozmów, książeczek, zabaw wymagających skupienia, mniej ‘screen time’. I oczywiście, że ‘science’ jest super 😉
Write a Comment
pozwól mi płakać ze smutku i krzyczeć ze zranienia
Dziecięce emocje mają w sobie pewnego rodzaju czystość. Jak mały człowiek się smuci- to się smuci. Jak się złości- …
Emocje: ciekawostki, które pomogą ci je lepiej zrozumieć
Emocje to fascynująca sprawa! Dlatego dzisiaj chciałabym podzielić się z wami kilkoma ciekawostkami dotyczącymi świata …
Dziecięce emocje: pięć pułapek, w które najczęściej wpadamy
W tym artykule chciałabym podzielić się z wami najczęstszymi pułapkami, w które możemy wpaść, kiedy przychodzi mierzyć …
Joanna Steinke-Kalembka
Mam na imię Joanna. Jestem psychologiem i psychoterapeutką. Prowadzę prywatny gabinet psychologiczny, w którym pomagam dzieciom, młodzieży i ich rodzicom poradzić sobie z trudnościami, których doświadczają. Po godzinach prowadzę bloga psychologicznego www.edukowisko.pl. Prywatnie jestem mamą trójki dzieci, miłośniczką dobrej kawy, wielkich bibliotek i właścicielką łąki kwietnej na balkonie.
Facebook