pozwól mi płakać ze smutku i krzyczeć ze zranienia
Dziecięce emocje mają w sobie pewnego rodzaju czystość. Jak mały człowiek się smuci- to się smuci. Jak się złości- to się złości. Jak raduje- to całym sobą. Dla dzieci emocje po prostu są i są po to, aby je doświadczać. W końcu, tak jak czujemy rękę czy nogę, tak i odczuwamy emocje. Dla dorosłych sprawa nie wygląda już tak prosto. W toku socjalizacji i wychowania zaczynamy ubierać (i przykrywać) nasze emocje w kolejne warstwy. Złość staje się niewygodna, to opakowujemy ją w smutek. Ale ponieważ nauczyliśmy się, że smutek jest oznaką słabości, to i on zostaje przykryty warstwą lęku. I nagle ze zgrozą zauważamy, że czujemy się o kilka ton ciężsi.. kolejne emocjonalne warstwy przytłaczają i ciągną w dół…
Jak to się dzieje, że coś tak nam bliskiego, jak nasze własne emocje, staje się dla nas tak odległe?
Cóż, wydaje się, że zasad poruszania się po naszym emocjonalnym świecie uczymy się od maleńkości:
– ale przecież nie ma o co płakać!
– nieładnie się tak złościć
– przestań zawodzić!
– nie bądź tchórzem! nie ma się czego bać!
– weź się w garść!
– ile można marudzić… Read more