Blog psychologiczny

jestem beznadziejny… Nie umiem… Nie nadaję się… Jak pomóc uwierzyć w siebie?

Pewnego dnia nasze ukochane dziecko przychodzi do nas i z jego ust padają TE słowa. Słowa, które możemy przypisać do szerszej kategorii słów mówiących o tym, że: COŚ JEST ZE MNĄ NIE TAK- że jestem głupi/a, brzydki/a, zły/a, nie dość dobry/a…

W takim momencie większość rodziców wpada w popłoch. Gorączkowo zaczynamy przeczesywać pamięć, szukając momentów i sytuacji, w których nawaliliśmy. W którym momencie popełniliśmy błąd? Skąd nasze dziecko wynalazło te określenia na siebie? Czy to przez to, że powiedziałam/em, że nie podoba mi się jego zachowanie? Winna jest ta awantura o sweter w zeszłym tygodniu? Przegrana na zawodach sportowych pięć lat temu? A może to nauczycielka tak mu powiedziała? Koledzy z klasy? Babcia? Dziadek? Ktoś w sieci? Nasz system alarmowy zostaje włączony i dzwoni z przerażenia. Co robić? Jak to odkręcić? Jak przywrócić dziecku wysoką samoocenę i wiarę w siebie? Jak naprawić jego sposób myślenia i mniemanie o sobie?

Wydaje się, że powyższe pytania gryzą większość rodziców nastolatków. Wielu z nich zdążyło już zapomnieć, że kiedy ich pociecha miała pięć, sześć lat było jakoś podobnie- a może wtedy nie przykładało się do tego, aż takiej wagi. W końcu emocje pięciolatka potrafią zmieniać się z taką intensywnością, jak polskie morze latem. Nasze dziecko napawało się dumą, aby za chwilę popaść w otchłanie poczucia bycia najgorszym ( w zależności, czy właśnie strzelił gola czy stracił bramkę). A może fakt, że ten czarno-biały sposób widzenia świata był tak zmienny, że finalnie trzymał się wyważonego środka, nie wymagał, aby zaprzątać sobie tym, aż tak bardzo głowy.

Z nastolatkiem jest inaczej, bo te komunikaty wydają się być bardziej stałe, jakieś częstsze niż te mówiące o dumie z samego siebie. Tak, jakby rzadziej było na białym.

Drobnym pocieszaniem może być fakt, że to skupianie się na deficytach ( nie tylko swoich, ale i wszystkiego wokół), znajduje swoje wytłumaczenie w neurobiologii i ewolucji naszego gatunku. Wielu badaczy wskazuje na przykład, że mózg nastolatka został zaprogramowany na widzenie świata w czarnych barwach, aby on sam mógł odnaleźć w sobie motywację do wyjścia z bezpiecznego domu i wyruszenia na podbój świata. W końcu, jakby wszystko na miejscu było takie wspaniałe, to nie byłoby po co ryzykować narażania własnego życia, aby udać się w tę podróż w nieznane, jaką jest dorosłość.  Mózg musi więc trochę uciec się do zniekształceń ( czarno- białego wwiedzenia świata i siebie), aby zmusić człowieka do rozwoju.  Tak przynajmniej to wyglądało przez dwieście tysięcy lat naszej ewolucji.

Wiedza o tym, dlaczego tak często możemy usłyszeć z ust nastolatka komunikat‘ coś jest ze mną nie tak’ to jedno.  Ale co z tym zrobić ( i jak na to odpowiadać)?  To, jak najczęściej reagujemy, gdy dziecko mówi o sobie w ten sposób możemy określić, jako sięganie po strategię naprawiania.  Nie bez przyczyny używam słowa, któremu bliżej do pozbywania się usterki w pralce, niż wspierania drugiego człowieka w rozwoju. Gdy dziecko dzieli się z nami trudnymi myślami na swój temat, szybko wpadamy pułapkę. Chcąc mu pomóc, tylko potwierdzamy, że coś jest z nim nie tak. Zaczynamy proces naprawiania, który opiera się na zaprzeczaniu i wygląda mniej więcej tak:

Co ty mówisz! nie jesteś głupi/a brzydki/a, beznadziejny/a. Czemu tak o sobie mówisz? Jesteś przecież mądry/a, ładny/a, świetny/a!

Robimy więc wszystko, aby przekonać dziecko, że nie może myśleć o sobie w ten sposób. Chcemy uświadomić mu, że ‚ źle’ myśli, że jest przecież inaczej, że powinien myśleć w inny sposób.

Z boku tę sytuację i nasze działania możne zobrazować mniej więcej tak:

Nastolatek: coś jest ze mną nie tak.

Rodzic: coś jest z tobą nie tak, że tak myślisz.

To działa trochę tak, jak podwójny cios. Wchodząc w dyskusję z wewnętrznymi doświadczeniami dziecka potwierdzamy, że coś jest z nim nie tak. Bo gdyby było wszystko ok, to przecież nie miałoby takich myśli, jakie ma i nie czułoby takich emocji, jakie czuje. Zamknięte koło, które powoduje, że nastolatek czuje się jeszcze bardziej niezrozumiany i nieakceptowany.

Tym bardziej zamknięte, że wiele współczesnych badań pokazuje, że im bardziej staramy się o czymś nie myśleć, albo myśleć w inny sposób, tym częściej niechciana myśl się pojawia w naszej głowie. Umysł to przekorna maszyna, której działanie lubi opierać się na „tak, ale..” . Mówisz, że jestem mądry? Tak, ale czemu właśnie przegrałem w tej grze? Twierdzisz, że jestem ładna? Tak, ale Michał woli umawiać się z Laną. Jestem super? To, czemu tak beznadziejnie się czuję? To, jakby zaczynać grę w szachy, gdzie wiemy, że każdy ruch białych figur ( pozytywnych myśli) jest nierozerwalnie związany z odpowiedzią ich czarnych odpowiedników ( negatywnych myśli). Możemy grać tak z dzieckiem ( i samym sobą) w nieskończoność. I tracić energię na bezproduktywną, nierówną walkę z machinerią własnych umysłów, które są jak stale włączone radia w tle.

Jak z niego wyjść? Przede wszystkim dać tym słowom wybrzmieć. Nie zaprzeczać im, nie wymazywać ich na siłę, nie pocieszać. Zrozumieć emocje, z jakimi ten komunikat się wiąże. Pod nimi może kryć się wiele bolesnych uczuć. Lęk nastolatka o to, czy sobie poradzi. Smutek, gdy ktoś ważny go opuścił. Złość, gdy został potraktowany niesprawiedliwie. Poczucie winy, gdy jakoś nawalił. Wyjście poza słowa i nazwanie emocji, które się pod nimi kryją, pozwoli nastolatkowi lepiej zrozumieć, to co naprawdę przeżywa.

To, co ważne w tym wszystkim to odpowiedź na pytanie, czego tak naprawdę potrzebuje dziecko, gdy dzieli się ze nami tym, co pojawiło się w jego wewnętrznym świecie. A tym, czego najbardziej w takich momentach potrzeba jest z reguły prawdziwa, pełna akceptacja ze strony drugiego, bliskiego człowieka. Nie pocieszanie, przekonywanie, naprawianie. Najważniejszą rzeczą, jaką możemy w tym momencie dać naszemu dziecku jest przestrzeń dla tej właśnie jego myśli, pobycie chwile z nią- bo to właśnie w ten sposób pokażemy dziecku, że je w pełni akceptujemy i kochamy, bez względu na to, co nosi ono teraz w swoim wewnętrznym krajobrazie. To jakby powiedzieć głośno: kocham cię również wtedy, gdy ty sam myślisz o sobie źle.

1 Comment

  • Alicja Bocheńska

    Z dzieckiem nie raz trudno znaleźć nić porozumienia. Nie umiemy mu pomóc, a jednocześnie nie możemy patrzeć jak cierpi. Wiem to z autopsji. Przez przypadek dowiedziałam się w szkole o akcji Dove która w oparciu o lekcje warsztatowe ma na celu podniesienie pewności siebie nastolatków oraz budowania pozytywnej samooceny. To był strzał w dziesiątkę, mój syn uwierzył w siebie. Jeśli chcesz pomóc swojemu dziecku poczytaj: Program „Dove Self-Esteem – Budowanie pozytywnej samooceny”.

  • Write a Comment

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    pozwól mi płakać ze smutku i krzyczeć ze zranienia

    Dziecięce emocje mają w sobie pewnego rodzaju czystość. Jak mały człowiek się smuci- to się smuci. Jak się złości- …

    Emocje: ciekawostki, które pomogą ci je lepiej zrozumieć

    Emocje to fascynująca sprawa! Dlatego dzisiaj chciałabym podzielić się z wami kilkoma ciekawostkami dotyczącymi świata …

    Dziecięce emocje: pięć pułapek, w które najczęściej wpadamy

    W tym artykule chciałabym podzielić się z wami najczęstszymi pułapkami, w które możemy wpaść, kiedy przychodzi mierzyć …