Błąd, który większość z nas popełnia mówiąc o emocjach
Chciałabym pokazać wam dzisiaj pewną językową pułapkę, w którą często wpadamy mówiąc o emocjach. Zarówno swoich, jak i dziecka. Macie ochotę na szybki eksperyment? Jeśli tak, odpowiedz na pytanie, które znajduje się poniżej:
Jak się teraz czujesz?
Słuchając bardzo wielu odpowiedzi na to pytanie, czy to pracując w gabinecie czy przysłuchując się rozmowom przypadkowo napotkanych ludzi powiedziałabym, że większość z nas używa podobnej konstrukcji językowej opisując emocje. Gdy opisujemy to, co czujemy lub czują inni mówimy zazwyczaj:
Jestem smutny/a.
Jestem szczęśliwy/a.
Jestem zły/a na ciebie.
Jestem z siebie dumny/a
Jesteś przestraszony.
Jesteś zdenerwowany.
Nie bądź taki zezłoszczony.
Podsumowując, posiłkujemy się konstrukcją jestem ( smutny, zły, radosny/ jesteś przygnębiona, zła, sfrustrowana) zamiast mówić czuję smutek, złość, radość/ czujesz przygnębienie, złość, frustrację, aby opisać to, co czujemy. Oczywiście, można by się czepiać, że to tylko nic nieznaczące słowa i nie ma większej różnicy pomiędzy komunikatem: jestem smutna/ czuję smutek. Słowa jednak mają wielką moc! I w tym przypadku odzwierciedlają również nasz stosunek do emocji, ich rozumienia i przeżywania.
Kiedy używam określenia, że jestem smutna/zła/radosna to zaczynam postrzegać emocje, jako coś, czym jestem. Powoduje to, że staję się i zlewam ze swoim odczuciem. A gdy zlewam się z tym, co czuję, to smutek/złość/radość zaczynają kontrolować moje działania i wybory. Ne trudno się domyśleć, że w takim wypadku emocje zaczynają być odbierane przez nas jako realne zagrożenie- jako coś, co może odbierać nam nasz ‘rozsądek’ , zdominować nasze zachowania.
Prawda jest jednak taka, że emocje nie są nami, a my nie jesteśmy naszymi emocjami. To tak, jakby redukować nasze bycie do posiadania tylko ręki czy głowy, zapominając o całej reszcie. To porównanie wydaje się tym bardziej słuszne, że emocje są czymś, co bardzo mocno związane jest z naszym ciałem. Tak, jak czujemy ból, tak i odczuwamy nasze emocje. To konkretne reakcje i odczucia płynące z naszego ciała. Tu dochodzimy do kolejnego problemu, jaki mamy z naszymi emocjami- często jesteśmy od nich tak bardzo odcięci, że widzimy je bardziej w naszej głowie, niż czujemy w naszym ciele.
Jedną z najbardziej niezwykłych rzeczy, jaką możemy powiedzieć o emocjach jest ich niezwykła zmienność. Lubię porównywać ich działanie do fal na morzu. Przypływają, by za chwilę odpłynąć i pojawić się na nowo. Co więcej, tak jak morskie fale, rosną one stopniowo, mają swoje grzbiety (szczyty), w których ich intensywność jest największa, po czym zaczynają opadać i wyciszać się. Po prostu. Jeśli nie walczymy z falą, nie staramy się usilnie jej zatrzymać, to za chwilę sama opadnie. A wszystko to potoczy się bardzo szybko- nauka pokazuje, że podstawowa emocjonalna fala trwa tylko kilka sekund!
Mówiąc:
Czuję smutek.
Czuję złość.
Czuję dumę z siebie.
Czuję radość.
Widzę, że czujesz teraz lęk.
Zaczynamy zauważać, że nie jesteśmy naszymi emocjami. Są one czymś, co czujemy. Tak, jak czujemy naszą prawą dłoń i lewą stopę. Emocje są niczym fale na naszym wewnętrznym morzu. Nie musimy się im poddawać i nie musimy z nimi walczyć. Możemy z powodzeniem na nich pływać i surfować na ich grzbietach.
Nie bądź falą. Bądź jak surfer.
Write a Comment