Chłopiec, z którego nic nie wyrośnie i dziewczynka, która nie umie wysiedzieć w ławce
Wyobraź sobie, że za chwilę spotkasz na swojej drodze młodego człowieka. Być może to spotkanie będzie tylko w przelocie, ot, wpadniecie na siebie w sklepie albo w autobusie. Może przyjdzie wam się znać ciut dłużej- zostaniesz jego nauczycielem, trenerem, sąsiadem. A może to takie spotkanie na całe życie, bo staniesz się dla niego kimś najważniejszym- jego rodzicem. Za chwilę opowiem ci o nim więcej, abyś mógł go lepiej poznać. Jestem ciekawa, co przychodzi ci do głowy, gdy o nim myślisz? jaką widzisz przed nim przyszłość? co myślisz o spotkaniu z nim?
Ośmioletni chłopiec, który ma duże trudności z wysiedzeniem w szkolnej ławce i zapamiętaniem materiału ( pomimo usilnych starań nauczyciela i swojej matki dziecko nie potrafi nauczyć się na pamieć tabliczki mnożenia i alfabetu). Jego rodzice są notorycznie wzywani do szkoły, ponieważ według nauczyciela dziecko nie potrafi podporządkować się zasadom panującym w klasie np. nieproszone zadaje pytania, dzieli się swoją wiedzą niepytane. Sam chłopiec szybko zaczyna odczuwać, że nie jest lubiany, co powoduje, że zaczyna jeszcze bardziej przeszkadzać i staje się jednym z najgorszym uczniów w klasie. Nauczyciele mówią, że ‘nic z niego nie będzie’, jeden sugeruje nawet chorobę psychiczną. Czas po lekcjach ( i ten na wagarach) chłopiec spędza najczęściej sam w domu. Bywa, że otoczenie wokół niego jest przerażone niektórymi z jego pomysłów. Pewnego dnia np. kazał koledze wypić ogromne ilości proszku do robienia napoju musującego, innego podłączył ogony kotów do przewodów, które miały wytwarzać prąd.
Dwunastoletni chłopiec, który głośno buntuje się przed chodzeniem do szkoły. Twierdzi, że chodzenie do szkoły jest gorsze od więzienia, a sama szkoła to taki budynek w kształcie pudła, bielony wapnem, gdzie panuje trwoga i niewola. Jego niechęć do szkoły przekłada się na oceny. Na końcowym świadectwie dominują: „dostateczne” lub „w miarę dostateczne”, ze śpiewu „ledwie dostateczne”, a z gimnastyki „niedostateczny”. Najlepsza ocena z religii, „mocny dostateczny”. Chłopiec już raz powtarzał klasę i rodzice obawiają się kolejnej repety. Jeden z nauczycieli chłopca o jego wypracowaniach mówi, że są beznadziejne.
Dziesięcioletni chłopiec, o którym wiele osób mówi, że ‘ nic z niego nie wyrośnie”. Jego rozwój od początku budził niepokój rodziców- po urodzeniu miał nieproporcjonalnie dużą głowę i wskazywał cechy upośledzenia umysłowego. Bardzo późno zaczął mówić, do teraz bardzo często otoczenie ma trudności, aby zrozumieć jego mowę. Dodatkowe problemy zaczęły pojawiać się od rozpoczęcia nauki w szkole. Jako jedyny w klasie chłopiec nie umie jeszcze płynnie czytać, bardzo dużą trudność sprawia mu znalezienie odpowiedzi na zadawane pytania, co według nauczyciela świadczy o tym, że zapomina większość przerabianego materiału. Zdawanie egzaminów wiąże się dla niego z tak dużym lękiem, że rodzina chłopca zaczyna nawet brać pod uwagę wzięcie półrocznego zwolnienia lekarskiego od obowiązku szkolnego ze względu na jego zły stan nerwowy.
Jedenastoletnia dziewczynka, od dziecka bardzo nieśmiała i lękliwa. Uczy się w domu. Szczególnie trudno przychodzi jej nauka czytania i pisania. Dla niej samej jednak największym problemem jest mówienie- jak sama twierdzi- nie umie jasno się wypowiadać, układać w słowa tego, co pojawia się jej w głowie. Trudności sprawiają jej też prace artystyczne. Uważa, że nie umie rysować, malować, modelować, rzeźbić. Lękliwość dziewczynki widoczna jest głównie w jej kontaktach z otoczeniem. Jest bardzo podatna na wpływ ( i zdanie) innych. Niektórzy śmieją się, że nawet jeśli ona sama byłaby pewna, że jutro jest wtorek, to pod wpływem opinii innych szybko zmieniłaby zdanie i zaczęła twierdzić, że się pomyliła. To, co sprawia trudność jej rodzinie to również nieumiejętność działania dziewczynki w sytuacjach, które wymagają pośpiechu- wpada ona wtedy w prawdziwy popłoch.
Dziewięcioletnia dziewczynka, o której otoczenie mówi, że wszędzie jej pełno. W szkole ma ogromne trudności, aby wysiedzieć w ławce i skoncentrować się na nauce. Pomimo ciągłych upomnień nauczyciela, dziewczyna chodzi po klasie, wierci się w ławce, ma trudność z opanowaniem materiału. Niektórzy mówią, że jej jej nogi żyją własnym życiem, bo nie można sprawić, aby przez chwilę ustały w jednym miejscu. Sama dziewczynka zaczyna czuć, że coś z nią jest nie tak. Zarówno ona, jak i jej rodzice są przerażeni, gdy dyrekcja szkoły ( pod wpływem narastających problemów szkolno- wychowawczych) sugeruje umieszczenie jej w szkole specjalnej.
Łatwo dać się oszukać temu, co widać na wierzchu.
Wyobraź sobie, że któreś z tych dzieci istnieje naprawdę. Chodzi gdzieś do szkoły, na zajęcia pozalekcyjne. Ma swoich rodziców, którym też nie jest im łatwo… większość z nich budzi się rano i zasypia z niepokojem, jaką kolejną negatywną uwagę wyczyta w dzienniku elektronicznym na temat swojego dziecka ( a przecież tych uwag były już setki!). Bywa, że pod każdą uwagą kryje się komunikat: to wasza wina! zróbcie coś z nim/nią!
Rodzice szukają ratunku, więc dziecko przechodzi przez ręce wielu specjalistów. Pewnie szybko padają różne diagnozy, a niektóre z nich są trafne. Bo być może to, z czym mierzy się “to” dziecko wpisuje się w ramy dysleksji, zespołu nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi, zaburzeń lękowych i tych wszystkich innych zaburzeń, które można znaleźć na stronach opasłych tomów Międzynarodowych Statystycznych Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych.
Z diagnozą czy bez, ‘ takie’ dziecko pewnie otrzyma jakąś łatkę. Jak nie ‘dyslektyka’, to ‘leniwca’. Jak nie ‘ ADHD-owca’ ,to dziecka, które jest ‘krnąbrne i niewychowane”.
Łatwo dać się oszukać temu, co widać na wierzchu. Gdy na pierwszy plan wysuwają się trudności, umysł uczepia się ich niczym rzep. Problem w tym, że gdy taki rzep uczepi się ogona, to nie ma szans dostrzec, że należy on do dużego, pięknego psa.
Zapewne każdy z nas spotykał na swojej drodze tego chłopca, o którym mówiono, że nic z niego nie wyrośnie i dziewczynkę, która nie umiała wysiedzieć w ławce. Dzieci, które w jakiś sposób nie przystawały do reszty, które być może wymagały i potrzebowały więcej. Albo inaczej.
Jak ten ośmioletni chłopiec, który tak bardzo kochał majsterkować i eksperymentować, że pochłaniało go to do reszty.
Jak ten dwunastolatek, który miał odwagę głośno mówić o czym myśli i pisać we własnym stylu.
Jak ten dziesięciolatek, który był tak ciekawy świata, że potrafił wiele czasu spędzić nad szukaniem odpowiedzi na nurtującego go pytania.
Jak ta jedenastoletnia dziewczynka, która miała dar wnikliwej obserwacji innych i tak bogatą wyobraźnię, że czasem trudno ją było wyrazić poprzez słowa.
Jak ta dziesięciolatka, której nogi miały w sobie siłę i energię do bycia w ciągłym ruchu.
Thomas Edison, Thomas Mann, Albert Einstein, Agatha Christie i Gillian Lynne mieli szczęście. Pomimo tak wielu deficytów, które dostrzegali w nich inni, znalazły się w ich życiu osoby, które miały odwagę w nich uwierzyć. Czasem to byli ich rodzice, którzy zawsze za nimi stali murem. Czasem nauczyciele, którzy zostawali ich mentorami. A czasem specjaliści, którzy w trudnościach dostrzegali siłę i potencjał.
Chciałabym, żeby każdy dziecko miało tyle samo szczęścia. Ale wiecie, co? To od nas- dorosłych w dużej mierze zależy, czy odważymy się zobaczyć skarb ukryty pod powierzchnią.
źródła:
Doświadczenia szkolne wybitnych twórców, Grażyna Mendecka, PSYCHOLOGIA WYCHOWAWCZA, NR 8/2015, 88–105
“Portrety nie tylko sławnych osób z dysleksją”, Marta Bogdanowicz, Harmonia, 2008
4 Comments
Świetny tekst! Czasem wystarczy jedna osoba, która widzi w dziecku potencjał, a ono rozkwita:) Warto, aby każdy rodzic przeczytał ten tekst!
Mowa tutaj o pozytywnym wzmocnieniu zachowań przez nas pożądanych 🙂 Działa sama sprawdziłam.
Bardzo poruszający i ważny tekst. Sama jestem mamą dziecka, któremu by można przypiąć przynajmniej kilka takich łatek. Prawie od początku intuicja mówiła mi, że coś z moim skarbem jest nie tak, ale pediatra mnie wyśmiał. W przedszkolu panie twierdziły, że dziecko nie wie, co to zasady i konsekwencja. Po kilkunastu miesiącach szukania źródła problemu (wiedziałam, że nie jest to brak zasad i konsekwencji), dostaliśmy diagnozę – Zespół Aspergera. Odetchnęłam z ulgą, że w końcu wiem, co jest mojemu dziecku. Reakcja przedszkola – dramat. Najlepiej idźcie do przedszkola specjalnego, bo tam dziecku będzie najlepiej. Nieważne, że przyzwyczaiło się do dzieci i do pań (nawet tych niefajnych, które kazały jeść zupę, mimo że na sam jej widok był odruch wymiotny). Najlepiej uciekajcie stąd, bo inaczej my będziemy mieli dużo papierkologii do przygotowania. Nie ugięliśmy się, dziecko zostało. W zerówce usłyszałam, że nie ma szans w “normalnej szkole” (dokładnie tak, pani po studiach pedagogicznych mówi o “normalnej” szkole). Na szczęście terapii i pomocy dla dziecka szukaliśmy też poza przedszkolem, na własną rękę. Trafiliśmy na wspaniałych i zaangażowanych ludzi, którzy pomogli wydobyć z dziecka to, co w nim najlepsze, tak że poza rodzicami też mogli to dostrzec. Poszliśmy do szkoły rejonowej. I tu miłe zaskoczenie. Wspaniała wychowawczyni i pani nauczycielka wspierająca. Cudownie odczarowały nam szkołę, w której dziecko jest chwalone (bo jest za co) i ma szansę na dalszy rozwój. Czasami myślę sobie, by pójść ze świadectwami dziecka do pani, według której miało nie mieć szans, ale myślę, że nie warto marnować czasu na takiego “pedagoga”. Innym rodzicom mogę powiedzieć tylko tyle – kochajcie swoje dziecko, wspierajcie je i wierzcie w nie. Ono bardzo tego potrzebuje.
Bardzo, bardzo prawdziwy tekst. Jestem mamą takiego właśnie chłopca, którego zaszufladkowano. Szybko przypięto mu łatkę najgorszego i to nauczyciele i dzieci i ich rodzice. W piątej klasie syn powiedział, że więcej do szkoły nie pójdzie. Stał się ofiarą. pomimo tego, że staraliśmy się jak mogliśmy tłumaczyć jego zachowanie, walczyć z nauczycielami i jego totalnym brakiem koncentracji. Problem się pogłębiał. Po konsultacjach z psychologiem (prywatnym, bo szkolny “nie widział efektów swojej pracy”), podjęliśmy decyzję o zmianie szkoły. Syn trafił do małej klasy, w której były już dzieci problemowe, do szkoły prywatnej, która właśnie stawiała swoje pierwsze kroki na lokalnym rynku. Może właśnie dlatego ktoś się tam starał?? W każdym razie dziękuję tym nauczycielom z nowej szkoły, że potrafili indywidualnie podejść do każdego z dzieci. Rozwiązywać ich problemy, rozmawiać, a nie tylko karać. Póki co syn właśnie kończy podstawówkę, ubiega się o przyjęcie do dobrego technikum. Jest mądrym facetem, który zdaje sobie sprawę ze swoich zarówno mocnych, jak i słabych stron. Zdarzają się wprawdzie jeszcze małe wpadki, ale jest naprawdę ok.
Proszę mi wierzyć, nie można się poddać, trzeba szukać zrozumienia i walczyć o swoje dziecko. Ile nas to kosztowało zdrowia, nerwów, a nawet płaczu, kiedy każdy nam wmawiał, że nasze dziecko jest złe. Był nawet moment, że prawie w to uwierzyliśmy. Ile było – i czasem nadal się zdarzają – kłótni rodzinnych, pomiędzy synem a nami, pomiędzy mężem i mną, bywa nerwowo. Ale im nasz syn jest starszy tym bardziej dostrzegamy postęp. Czasem sobie tylko wyrzucam, że za późno podjęliśmy decyzję o zmianie szkoły, bo bardzo długo trwa wychodzenie z kompleksów i poczucia niższej wartości (bo przecież był najgorszy), może byśmy mogli obronić syna przed taką niską samooceną. Choć teraz jest już naprawdę nieźle, jak pisałam wcześniej, już zna swoje mocne strony i wie nad czym musi jeszcze pracować.
Mam jeszcze taką prywatną opinię, że rodzice czasem za bardzo chcą – aby ich dziecko było najlepsze, miało najlepsze oceny, super osiągnięcia, mówiło językami obcymi. Odpuśćmy, po co? Każde dziecko dojdzie do wszystkiego w swoim czasie. Wspierajmy rozsądnie.
Write a Comment
pozwól mi płakać ze smutku i krzyczeć ze zranienia
Dziecięce emocje mają w sobie pewnego rodzaju czystość. Jak mały człowiek się smuci- to się smuci. Jak się złości- …
Emocje: ciekawostki, które pomogą ci je lepiej zrozumieć
Emocje to fascynująca sprawa! Dlatego dzisiaj chciałabym podzielić się z wami kilkoma ciekawostkami dotyczącymi świata …
Dziecięce emocje: pięć pułapek, w które najczęściej wpadamy
W tym artykule chciałabym podzielić się z wami najczęstszymi pułapkami, w które możemy wpaść, kiedy przychodzi mierzyć …
Joanna Steinke-Kalembka
Mam na imię Joanna. Jestem psychologiem i psychoterapeutką. Prowadzę prywatny gabinet psychologiczny, w którym pomagam dzieciom, młodzieży i ich rodzicom poradzić sobie z trudnościami, których doświadczają. Po godzinach prowadzę bloga psychologicznego www.edukowisko.pl. Prywatnie jestem mamą trójki dzieci, miłośniczką dobrej kawy, wielkich bibliotek i właścicielką łąki kwietnej na balkonie.
Facebook