Blog psychologiczny

Kryzys szkoły, Jesper Juul

To, że nasze szkolnictwo wymaga zmian nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Potrzebę zmian czują zarówno nauczyciele, rodzicie, jak i ci najbardziej zainteresowani, czyli uczniowie. Lubimy narzekać na system i szkolnictwo, zwalać na siebie nawzajem winę, by wreszcie zrzucać na tych innych odpowiedzialność za zmiany. Rodzice obarczają nauczycieli, nauczyciele dyrekcje, dyrekcja kuratorium, kuratorium system. A gdy już nie ma na kogo zwalać winę to zawsze zostają uczniowie- że nie chcą się uczyć, nie współpracują i gapią się tylko w ekrany monitorów.

Wydaję się, że jednym z głównych problemów  edukacji jest fakt, że zupełnie nie przystaje do współczesnej rzeczywistości. Idąc do szkoły wpadamy w trybiki maszyny i  szybko okazuję się, że zostajemy zredukowani do wyników testów, które otrzymujemy.  Piszę MY, bo testy napędzają nas rodziców, to my dorośli uczymy nasze dzieci, że te wyniki testów są najważniejsze. Bo celujący wynik na egzaminie szóstoklasistów to dobrze zdana matura, świetne studia i dobra praca. Nie wiadomo do końca czy ktoś naprawdę w to jeszcze wierzy, ale cały system udaje, że tak jest i my też szybko zaczynamy udawać, że dobre wyniki testów zapewnią naszym dzieciom dobrą przyszłość.  Wszystko toczy się więc jak w znanej bajce Andersena, król jest nagi i wszyscy czekają na dziecko, które wreszcie odważy się mu to powiedzieć. Na szczęście tych ‚ dzieci’ jest już coraz więcej i jednym z nich jest też Jesper Juul.

Co mnie w poglądach Jespera Juula urzekło najbardziej?

1. Prawo do nauki zamiast obowiązku szkolnego. Jesper Juul uważa, że tylko znosząc obowiązek nauki szkolnej możemy przywrócić uczniom ich podmiotowość i godność, tym samym zapewnić równorzędność relacji pomiędzy nauczycielami- uczniami- a rodzicami.  Pociąga mnie na ta wizja szkoły ‚bez przymusu’ i wbrew opinii niektórych uważam, że szkoły nie zaczęłyby  świecić pustkami,gdyby uczniowie nie musieli do nich uczęszczać. Podobnie jak Juul mam zaufanie i wiarę (którą, co krok potwierdza mi doświadczenie), że dzieci chcą się uczyć, poznawać świat. Wynika to z naszej ludzkiej potrzeby ciekawości, biologicznego potencjału (dzięki któremu nie mieszkamy nadal w jaskiniach, ale budujemy rakiety kosmiczne). Jedyne czego bym się obawiała to ingerencji dorosłych, którzy mogliby swoim dzieciom to prawo do nauki odbierać. Niestety, praca w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie zrewidowała moje idealistyczne wyobrażenia, że każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej.

2. Samodzielne myślenie zamiast wykonywania rozkazów.  Nasza szkoła opiera się na rozkazach, nakazach i posłuszeństwie. Właściwie już od przedszkola wymagamy od dziecka, żeby grzecznie siedziało i wykonywało polecenia nauczyciela. Jak nasze dzieci mają się nauczyć siebie, zbudować swoją integralność jeśli ciągle wymaga się od nich cichego siedzenia w pierwszej ławce?

” dzieci, które wychowano w posłuszeństwie , niezbyt dobrze radzą sobie w życiu, ponieważ nie nauczyły się brać odpowiedzialności za siebie. Umieją tylko wykonywać polecenia (..)”

W tym miejscu zawsze pojawią się zatrwożone głosy jak w takim razie prowadzić zajęcia? Strach, że dzieci wejdą na głowę, a wręcz pozabijają się nawzajem na oczach nauczyciela demolując przy tym całą szkolną klasę. Naprawdę? Pamiętam, że w szkole czuliśmy największy respekt nie przed tymi nauczycielami, którzy wypisywali nam ciągłe uwagi w dzienniczkach, straszyli jedynkami i wezwaniem rodziców na dywanik, ale tymi, którzy mieli niejasne ‚ to coś’. Jesper Juul ‚to coś’ nazywa osobistym autorytetem nauczyciela, umiejętnością budowania relacji. I podkreśla, że nie jest to żaden cudowny dar, ale kompetencje społeczne, które każdy ( lub prawie każdy) nauczyciel może wyćwiczyć. Nie wiem, jak Wam, ale mi w tym miejscu staje przed oczami nauczycielka od języka polskiego, starsza pani w siwym koku, metr pięćdziesiąt w kapeluszu, która jednym spojrzeniem potrafiła uciszyć największych, dwumetrowych chuliganów w klasie.

3.  Wzmocnić nauczycieli. Dla mnie jeden z ważniejszych postulatów Jespera Juula, z którym zgadzam się w całej rozciągliwość. Jak w Polsce traktujemy nauczycieli i ich zawód? Bądźmy przed sobą szczerzy i spójrzmy prawdzie w oczy: większość z nas traktuje nauczycieli jako zło konieczne. Wiecznie wypominamy im nadmiar wolnego, za wysoką pensję (??), skostniałość, wieczne czepianie się naszych dzieci. Obracając się w środowisku nauczycieli widzę, jak szybko młodzi i pełni pasji pedagodzy  wypalają się pod namiarem biurokracji, brakiem wsparcia ze strony rodziców, brakiem superwizji i środków na dokształcanie. Absurdalnym wydaję się dla mnie stwierdzenie, że zawód nauczyciela to ‚ciepła posadka”, bo dla mnie zawód nauczyciela to jeden z najbardziej odpowiedzialnych i wymagających zawodów. I tak, niech zarabiają tyle, żeby móc jeździć dobrymi samochodami, latać na wycieczki, kupować sobie książki i bilety do kina. Niech zarabiają tyle, aby móc inwestować w siebie i w swój rozwój. Jednak w zamian nie bójmy się od nich wymagać.

” Uważam, że politycy przez najbliższych kilka lat powinni wprost rozpieszczać nauczycieli (..) trzeba zapewnić nauczycielom odpowiednie wykształcenie dodatkowe i superwizję, umożliwić im pracę w większych zespołach, które mogłyby ich inspirować i mobilizować do rozwoju. Dopiero wtedy możemy od nich wymagać, żeby podnieśli jakość swojej pracy.

” Szkoły są jak rodziny: dzieciom jest dokładnie tak samo dobrze, jak dorosłym. Jeśli dorosłym wiedzie się źle, to i dzieci będą się źle czuły. A w danym momencie nauczyciele rzeczywiście nie mają najlepiej.”

4. Bądźmy z dziećmi tu i teraz. Gdy tylko nasze dziecko przekroczy próg szkoły ( a może nawet i przedszkola) wpadamy w spiralę systemu. Presja na dobre stopnie i lepsze wyniki w nauce, ciągłe porównania z innymi. Bez przerwy komunikujemy naszemu dziecku, że nie jest dość dobre, stale powtarzamy, co ma w sobie zmienić, co poprawić, jakie być, by odnieść sukces. Zdaję się, że teraźniejszość jest najmniej ważna. Szkoda przecież marnować czas na wspólną zabawę, gdy czeka nieodrobione zadanie z matematyki. To chyba najtrudniejszy z postulatów Jespera Juula, wymagający od nas rodziców i nauczycieli największej pracy nad sobą, zmierzenia się z  własnymi lękami i niespełnionymi potrzebami.

” Dzieci potrzebują dorosłych, którzy mają czas, żeby pobyć z nimi tu i teraz. My rodzice, stale jesteśmy zajęci przyszłością. Kiedy nasze dzieci mają cztery lata i chętnie się  uczą, my już myślimy o uniwersytecie, na którym będą studiować. „

Książka Jespera Juula pokazała mi, że na edukację można spojrzeć inaczej- poprzez relację. Szkoła wymaga zmiany nie tylko w sposobie zdobywania wiedzy, ale również (a może przede wszystkim) potrzebuje zmian relacji w niej panujących. Książka Jespera Juula wskazuje, że najwyższy czas skończyć ze sztucznym oddzieleniem od siebie intelektu i emocji. W szkole Juula uczeń od najmłodszych lat jest człowiekiem ze swoimi potrzebami, zainteresowaniami, emocjami, a sama szkoła jest miejscem budowania wzajemnego dialogu i nauki odpowiedzialności.

Write a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pozwól mi płakać ze smutku i krzyczeć ze zranienia

Dziecięce emocje mają w sobie pewnego rodzaju czystość. Jak mały człowiek się smuci- to się smuci. Jak się złości- …

Emocje: ciekawostki, które pomogą ci je lepiej zrozumieć

Emocje to fascynująca sprawa! Dlatego dzisiaj chciałabym podzielić się z wami kilkoma ciekawostkami dotyczącymi świata …

Dziecięce emocje: pięć pułapek, w które najczęściej wpadamy

W tym artykule chciałabym podzielić się z wami najczęstszymi pułapkami, w które możemy wpaść, kiedy przychodzi mierzyć …