Dawno, dawno temu, bo w latach 50-tych XX wieku, naukowcy zajmujący się badaniem motywacji byli pewni dwóch rzeczy: istnienia motywacji zewnętrznej i wewnętrznej. Co wcześniej wcale nie wydawało się tak oczywiste! Cóż, pierwsi behawioryści, prowadząc swoje zgrabne i eleganckie badania na szczurach i gołębiach, bardzo mocno zachwiali wiarę w to, że istnieje coś więcej niż działania na zasadzie pustej skrzynki. Albo może lepiej napisać na zasadzie automatu z przekąskami- wrzucasz odpowiedni pieniążek i wyskakuje oczekiwana przekąska…
Początki lat 50-tych przynoszą ze sobą rewolucję. Pracując w swoim laboratorium, Harry Harlow odkrywa, że nie wszystko da się wytłumaczyć za pomocą mechanizmów warunkowania. A na pewno nie zachowanie jego małych podopiecznych- rezusów. Harlow ze zdumieniem obserwuje, jak małe małpki ‘tracą’ swoją energię i czas na zabawę w rozwiązywanie zadań-łamigłówek ( np. jak otworzyć zasuwkę, aby otworzyć klapę), nic tak naprawdę z tego nie mając. Tak, jakby ta aktywność sama w sobie motywowała je do działania i dostarczała przyjemności. W ten oto sposób powstał termin motywacji wewnętrznej. Odkrycie Harlow’a otworzyło naukowcom oczy na to, że ogromna większość działań, w które angażują się ludzie jest przez nich podejmowana ponieważ same w sobie są one interesujące, dają przyjemność, satysfakcję…lub są po prostu w jakiś sposób związane z poczuciem sensu i ważności. Read more